Loading

ŚWIĘTA NA STATKU

    Wracając jednak do mojego lotu. Ani się obejrzałem a samolot rozpoczął schodzenie do lądowania. Z uwagi na położenie, lotnisko Kopenhadze należy do jednego z najprzyjemniejszych. Tutaj zawsze rzuca samolotem, góra dół, w lewo, w prawo, ale teraz pozostałości po Ksawerym, doznania wszelkiego rodzaju jeszcze wzmogły. Było jak mi się wydaje blisko, by samolot nie wylądował, gdyż boczny wiatr dość silnie przekręcał go w płaszczyźnie poziomej, ale się udało. Nie miałem czasu. Jak tylko drzwi się otworzyły, wypadłem z samolotu jak burza i pobiegłem na drugi terminal, łapać samolot do Paryża. Ponieważ w ręku miałem e-ticket, więc, na bramce otrzymałem kartę pokładową na dalszą fazę lotu. Jeszcze tylko zapytałem czy na pewno mój bagaż będzie przetransferowany. Uspokoiłem się i poleciałem zająć miejsce w samolocie Air France.
   Podróż do Paryża przespałem i to chyba dobrze, bo inaczej moje serce mogłoby nie wytrzymać paradoksów paryskiego lotniska Charles de Gaulle. W Europie dwa lotniska zaliczają się do tych bardzo nieprzyjaznych dla pasażera. To jest de Gaulle i Barajas w Madrycie. Tych lotnisk silnie nie polecam do wybrania na punkty przesiadkowe.  
    Po siedmiogodzinnym locie wylądowałem na Dominikanie. Wpierw szlag mnie prawie trafił, bo oczywiście Air France zgubiła mój bagaż, a chwilę później się okazało, że kierowca przysłany przez agenta po mnie ani be, ani me po angielsku.
   Był wieczór, było ciepło, około 30 stopni a ja ubrany na zimowo a letnie ciuchy w walizce, cholera wie gdzie. Sam zadzwoniłem do agenta. Dowiedziałem się, że na statek muszę poczekać jakieś trzy godziny. Nie namyślając się poprosiłem agenta by ten poinstruował kierowcę by zawieźć mnie do jakiejś restauracji, na kolacje.   
    Ani się obejrzałem jak wylądowałem …. W raju. Ponownie w swej historii byłem na Boca Chica. Zasiadłem w restauracji nad brzegiem morza pod palmami i natychmiast zamówiłem zimne piwo i największego możliwego steka.
    Trzy godziny czekania na statek minęło szybko a dzięki miejscu, w którym czekałem, humor poprawił mi się wydatnie na tyle, że powoli umykał żal za zgubionym bagażem.
   Tak na człowieka działa ….Boca Chica.
 Od tego momentu minęły już dwa tygodnie. Po drodze zaliczyłem Savannah, Norfolk , Nowy York i Miami. Po ostatnim porcie rozpoczęła się na statku akcja „Święta”.
    Wiele razy zadawano mi pytanie; „Jak wyglądają święta na statku?”. Mogę od razu zapewnić, że statek nie staje. Dalej jedziemy, dalej na statku toczy się praca, bo są codzienne czynności, które należy wykonać by statek jechał. Na mostku pełnione są normalne morskie wachty. W maszynie, gdzie pracuje się w systemie dniówkowym od 08.00 Do 17.00, Jest trochę wolnego, ale i tak trzeba zejść na dół by obsłużyć siłownie. Ja również muszę swe raporty na południe napisać.
     W obu messach, oficerskiej i załogowej, stawiane są choinki. Są prezenty, są bonusy finansowe od firmy. A cała reszta zależy od nas. Jeżeli Kapitan jest innej narodowości niż polskiej, to owszem, obiad jest nieco bogatszy. Kucharz upiecze jakieś filipińskie ciasto, dla nas nie zjadliwe. I jest dobrze.
   Ale jeśli trafi się polski Kapitan i jeszcze kilku oficerów Polaków to zaczyna się istne szaleństwo, a wtedy święta, oznaczają jedno: żarcie.
   Nie wszyscy pewnie wiedzą, ale większość nas marynarzy, po powrocie do domu staje się kucharzami. I nie wynika to z naszego altruizmu, że niby chcemy naszym ładniejszym połowicom pomóc. My lubimy jeść, a będąc w domu chcemy nadrobić te kilka miesięcy dokarmiania przez filipińskiego kucharza. Dzięki temu, kiedy nasze żony i nasze dzieci schodzą się popołudniem do domu obiad mają podany na stole.
  Na statku w święta też musimy sobie poradzić, bo nie można się spodziewać czegokolwiek po filipińskim szefie kuchni.
  Na tym statku, jest nas Polaków kilku, więc na początek opracowaliśmy plan, co ugotujemy. Ja natychmiast zgłosiłem się do zrobienia pierogów z kapustą i grzybami, sałatki jarzynowej, i jabłecznika. Mój Drugi Mechanik powiedział, że zrobi kiełbasy, nóżki w galarecie, śledzia w śmietanie. Kapitan stwierdził, że on zrobi golonkę pieczoną w piwie, oraz sałatkę z tuńczyka. Elektryk z Drugim Oficerem stwierdzili, że pomogą, a swą pomoc zaoferował również łotewski Chief Oficer i niemiecki kadet pokładowy.
  W ostatni piątek przed świętami, wieczorem o 06.00 Objęliśmy w posiadanie kuchnie. Z pierogami poszło gładko. Szybko ugotowałem farsz, dziwiąc się jak Kapitanowi udało się zamówić w USA suszone prawdziwki. Nie były one, co prawda takiej, jakości jak prawdziwki bystrzyckie, które są najlepsze na świecie, ale jak to powiadają; na bezrybiu to i rak ryba.
Gorzej było natomiast z robieniem kiełbasy. Okazało się, że potężna machina do mielenia mięsa jest zdekompletowana; brakowało grubego sitka i tulejki do robienia kiełbas. Na szczęście problem ten został przez nas rozwiązany ciut wcześniej. Drugi Mechanik Boguś i Elektryk Tomek dorobili brakujące części w naszym warsztacie.

Kartka z kalendarza


Piątek, 26. Kwietnia 2024
Imieniny obchodzą:
Artemon, Klaudiusz, Klet, Marcelin,
Marcelina, Maria, Marzena, Spycimir

Do końca roku zostało 250 dni.
Zodiak: Byk

Kontakt

Administrator
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Teraz na stronie

Odwiedza nas 71 gości oraz 0 użytkowników.

Statystyka

Odsłon artykułów:
3273201